Wtorkowa decyzja jest prawomocna. Sąd drugiej instancji oddalił apelację matki dziewczynki, Marty Swinarskiej (zgadza się na podawanie danych) oraz opolskiej prokuratury, którzy zabiegali o to, by Crystal została w Polsce. Apelacje zostały złożone po tym, jak w styczniu sąd pierwszej instancji uznał, że dziewczynka ma wrócić na
Cypr.
Jakie było uzasadnienie wtorkowego orzeczenia opolskiego sądu okręgowego, nie wiadomo, bo sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności.
Pod koniec września ub. roku, mieszkająca na Cyprze opolanka, Marta Swinarska, po awanturze domowej wróciła do Polski z młodszą córką, Crystal. Starszej nie zabrała, bo - jak tłumaczyła - jej partner schował paszport dziecka. Kobieta od tamtej pory nie ma kontaktu ze starszą córką.
Kobieta twierdzi, że uciekła od partnera, bo ten się nad nią znęcał i zażywał narkotyki. Na poprzedniej rozprawie w sierpniu, w opolskim sądzie Cypryjczyk miał jednak dokumenty, które poświadczały, że nie bierze narkotyków. Jak wynika z relacji kobiety, opolski sąd rejonowy oddalił wnioski dowodowe dotyczące rzekomego pobicia.
Po wyroku pierwszej instancji swój udział w sprawie zgłosił Rzecznik Praw Dziecka, który zwrócił uwagę, że wśród rozpatrywanych przez sąd argumentów zabrakło opinii biegłych. Sąd drugiej instancji ten wniosek uwzględnił. Dlatego w lipcu
rodzice 2-letniej Crystal i 3,5-letniej Castalii oraz sama 2-latka zostali przebadani przez biegłych psychologów w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym w
Opolu. "Opinie biegłych były pomyślne zarówno dla ojca, jak i matki dzieci" - powiedziała Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego opolskiego sądu okręgowego.
We wtorek po wyjściu z sali rozpraw Marta Swinarska nie kryła rozczarowania orzeczeniem. "Wierzyłam, że będzie inaczej. Teraz będę musiała wyjechać na Cypr z córką, nie zostawię jej samej. Boję się, że mój były partner może znów zrobić krzywdę mi lub dziecku" - powiedziała zapłakana.
Kobieta twierdzi też, że jej były partner nadal jej grozi. Składała w tej sprawie w prokuraturze zawiadomienia. Rzecznik opolskiej prokuratury Lidia Sieradzka potwierdziła, że w listopadzie wpłynęło zawiadomienie dotyczące pobicia, do którego miało dojść pod koniec września na Cyprze. "Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania wobec braku dostatecznych dowodów" - powiedziała PAP Sieradzka.
W marcu tego roku wpłynęło natomiast zawiadomienie dotyczące gróźb karalnych. Prokuratura znów odmówiła wszczęcia postępowania. "Złożyłam zażalenie na te decyzje prokuratury, sąd zajmie się tym w październiku" - powiedziała PAP Marta Swinarska.
Kosowska-Korniak dodała, że Swinarska złożyła też do cypryjskiego sądu trzy wnioski - o wszczęcie postępowania alimentacyjnego, o uchylenie wydanego przez cypryjski sąd europejskiego nakazu aresztowania (ENA) nałożonego po tym, jak wyjechała z młodszą z córek z Cypru, oraz wniosek o przyznanie pełnej opieki nad dziećmi.
Za miesiąc przed cypryjskim sądem ma się odbyć rozprawa dotycząca powierzenia opieki nad dziećmi jednemu z rodziców. "Wtedy sąd definitywnie rozstrzygnie, któremu z rodziców opieka ma przypaść. Póki co ani ojciec, ani matka dziewczynek nie mają ograniczonej władzy rodzicielskiej" - dodała adwokat Bogna Grzelak, reprezentująca we wtorek Swinarską.
Wyrok dotyczący powrotu 2-letniej Crystal na Cypr jest prawomocny. Ojciec dziewczynek może domagać się natychmiastowego powrotu dziecka na Cypr.
"Drastyczne ruchy w tej sytuacji nie są jednak wskazane. W związku z tym będziemy oczekiwać po prostu, że pani Marta wraz z córką wyjedzie na Cypr przed wrześniową rozprawą o przyznanie praw do opieki nad dziećmi" - powiedział PAP pełnomocnik byłego partnera Marty Swinarskiej mec. Robert Openhowski. Dodał też, że
kobieta nie musi oddawać dziecka swojemu byłemu partnerowi. "Chodziło o to, by
dziecko wróciło na Cypr" - wyjaśnił prawnik.
Konwencja Haska dotyczy uprowadzenia dziecka. Jej celem jest przeciwdziałanie negatywnym skutkom wywiezienia dziecka za granicę bez zgody drugiego z rodziców, co jest w rozumieniu Konwencji równoznaczne z uprowadzeniem. Postępowanie wszczęte na podstawie przepisów Konwencji ma doprowadzić do przywrócenia stanu faktycznego i prawnego, jaki istniał przed uprowadzeniem lub zatrzymaniem dziecka, czyli do powrotu dziecka do kraju, w którym mieszkało.
TYGODNIK WAŁBRZYSKI
Sąd w Brukseli nakazał wbrew woli matki oddać dziecko ojcu!
Poruszę niebo i ziemię. Nie chcę, żeby moje dziecko trafiło między obcych - mówi Patrycja Szuman z Wałbrzycha, której sąd pierwszej instancji w Brukseli nakazał wydanie jej córeczki - ojcu dziewczynki, który mieszka na stałe w Belgii.
|Krystyna Smerd
- Moja córeczka jest dla mnie wszystkim. Nigdy nie mieszkała beze mnie. Jest Polką, urodziła się w Polsce, tu mieszka najdłużej w swoim życiu, a jej jedynym językiem, w jakim potrafi się porozumiewać, jest język polski. Jak można chcieć ją wyrwać nagle ode mnie - matki i tak szafować jej losem – mówi załamana matka. - Mój były mąż może wkrótce przyjechać i zażądać wydania naszego dziecka – nie wiem, jak my to przeżyjemy.
Jednocześnie belgijski sąd, skazując matkę 4-letniej dziewczynki na dobrowolne oddanie dziecka ojcu w ciągu 8 dni od dostarczenia rozporządzenia, zastrzegł, że jeśli nie zrobi tego dobrowolnie - zostanie ukarana karą pieniężną 100 euro za każdy dzień spóźnienia, z maksymalną kwotą 200 tysięcy euro kary finansowej!
Wyrok skazujący wydał belgijski sąd, ponieważ matka dziewczynki mieszkała w takcie swojego krótkiego małżeństwa z córeczką w Brukseli.
- Byłego męża poznałam w Polsce. Całą ciążę przechodziłam mieszkając w Polsce. Córeczka urodziła się w Polsce i pierwsze 8 miesięcy życia spędziła w Wałbrzychu. Zresztą później większość czasu, w takcie małżeństwa, spędzałyśmy w Polsce, w domu u moich rodziców - dodaje. - Moja córka jest emocjonalnie związana z moją rodziną i naszym krajem. Innego miejsca, jak jej obecny dom, nie pamięta.
Rozprawa przeciwko pani P o nakazanie powrotu dziecka do Belgii, gdzie mieszka jej ojciec toczyła się, na wniosek jej byłego męża, w brukselskim sądzie 6 marca 2012 r. Wyrok nadszedł w czerwcu.
- Bardzo późno dowiedziałam się o tej rozprawie przeciwko mnie. Nie byłam w stanie pojechać do Brukseli – opowiada matka dziewczynki. - To ogromny koszt. Sąd belgijski dał mi tylko 3 tygodnie i zasypał setkami stron różnych pism – w języku francuskim, a ja nie znam tego języka. Wszystkie te dokumenty musiałam dać do przetłumaczenia, a to trwało. Sąd wiedział, że nie mam możliwości przyjazdu i nie stać mnie na wynajęcie adwokata w tym kraju, o czym informowałam zachowując wymagane terminy. Prosiłam też o przesłuchanie mnie w tej sprawie w Polsce, ale też tego wniosku nie uwzględniono! Sędzia w Belgii nie widział ani mnie, ani mojego dziecka – zaznacza kobieta. - Ku swojemu zaskoczeniu dowiedziałam się, że moja córka ma również obywatelstwo belgijskie, na które powołuje się sąd w sentencji wyroku. Niczego nigdy nie podpisywałam tej sprawie, jako matka o tym powinnam o tym wiedzieć, kiedy zostało jej ono nadane i na to się zgodzić – wyjaśnia. Miejscem urodzenia dziecka są Świebodzice, a to jest jednoznaczne z tym, że ma obywatelstwo polskie i o tym tylko wiedziałam.
- Ten wyrok belgijskiego sądu jest dla mnie szokiem. Nie mogłam uwierzyć, że tak może się stać, że mogą odebrać mi córkę – mówi dalej przerażona kobieta. - To jest tak samo, jak się nagle dowiadujemy o śmierci najbliższej osoby. W to się po prostu długo nie chce wierzyć. Dopiero później, jak się zaczyna dzwonić do sądów i szuka pomocy u prawników, nagle dowiadujemy się, że wszystko jest zgodnie z prawem to człowiekowi zamiera serce! I zaczyna do niego docierać, że tak może być. I nie ma ratunku! Ale ja się nie poddam!
We wrześniu ubiegłego roku, została wszczęta sprawa odwołująca się do Konwencji haskiej o uprowadzenie dziecka wniosek pana Y
- Zaznaczam, że do Polski z dzieckiem wyjechałam za zgodą mojego byłego męża – wyjaśnia matka dziewczynki.
Sąd Rejonowy w Wałbrzychu i nie zgodził się wtedy na wyjazd dziewczynki do Belgii. Wtedy też polski sąd orzekał na podstawie badań w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno- Konsultacyjnym. Psycholog stwierdził, że wydanie dziecka w trybie natychmiastowym do ojca będzie ze szkodą fizyczną i psychiczną małoletniej. Były mąż pani P. od 2 lat nie łoży na utrzymanie córki, a od roku nie widział się z dzieckiem ani razu.
W Belgii nie przeprowadzono żadnego takiego badania córeczki. Tamtejszy sąd wydając korzystny wyrok dla ojca pominął wyraźnie wskazanie psychologa - z polskiej opinii, że dziecko łączy silna więź emocjonalna z matką.
matka dziewczynki szukała i nadal szuka pomocy, gdzie tylko to możliwe: w sądach, w ministerstwie sprawiedliwości, u Rzecznika Praw Obywatelskich, czy Rzecznika Praw Dziecka (ten drugi jeszcze nie odpisał), u posłów i senatorów. Od prawników głównie słyszy, że takie jest prawo i musi respektować wyrok z Brukseli.
Przed kilkoma dniami złożyła znów odwołanie o ustalenie pobytu dziecka do polskiego sądu. Przy pierwszym spotkała ją odmowa. Powiedziano jej, że polskie sądy nie mają już nic do powiedzenia, jeżeli przychodzi ustalenie jak to z Brukseli, że w grę wchodzi wtedy klauzula wykonalności międzynarodowej.
- To jest straszne, jak polskie państwo wyrzeka się obywatela i nie staje w jego obronie – podkreśla matka. - Tym międzynarodowym wyrokiem łamane są prawa moje i mojego dziecka, o których się pisze w naszej Konstytucji. Jakie inne państwo tak robi, że oddaje swoich obywateli bez walki? I godzi się na wszystko, co postanowi obcy sąd. Mój były mąż jest narodowości tureckiej – mówi pani Partycja. - On żyje w kręgu tej kultury i tradycji. Moja córka może nagle trafić do obcych ludzi i do obcej kultury - to będzie dla niej szokiem.•
>> Wyrok belgijskiego sądu jest dla mnie szokiem. Nie mogłam uwierzyć, że tak może się stać, że mogą odebrać mi córkę – mówi przerażona kobieta.
fot. Ryszard Wyszyński
Matka dziewczynki szukała i nadal szuka pomocy, gdzie tylko to możliwe
Krystyna Smerd
„Tygodnik Wałbrzyski” Wałbrzych, 6 sierpnia 2012 r.